Piękno ma mnóstwo twarzy. Wiele z nich namalowała Anna Halarewicz
Swoje historie opowiada pędzlem i kreską. Każdą pracę zaczyna od szkicu, a raczej szkiców, bo zdarza się, że jest ich kilka. Nieudane drze bez skrupułów, a ze strzępków wyczarowuje wystawę. Anna Halarewicz. Jedno z głośniejszych nazwisk polskiej branży mody.

Anna Halarewicz
Rocznik ‘83. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (dyplom na wydziale grafiki warsztatowej obroniła z wyróżnieniem). Na swoim koncie ma liczne wystawy indywidualne, prowadzi też warsztaty rysunku modowego. Zajmuje się ilustracją prasową i książkową. Współpracowała z takimi tytułami, jak "Twój Styl", "Elle", "Harper’s Bazaar", "Glamour" oraz markami: Omega Watches, Dior, Louis Vuitton, Balmain, Chloe, Pandora, W. Kruk, Tatuum, dr Irena Eris, Avon czy Grohe.
Na rozmowę z Anną Halarewicz umawiamy się w stylowym wnętrzu wrocławskiego hotelu , w samym sercu Ostrowa Tumskiego. Za oknem roztacza się widok na katedrę z przełomu XIII-XIV w. Elegancką, gustownie wykończoną przestrzeń wybrała artystka. To miejsce łączy w sobie historię i nowoczesny design. Ilustratorka docenia też jego gościnność, która – podobnie jak moda – jest sztuką.
Rysunek z książką w tle
Anna Halarewicz maluje w domu, a w pracowni tworzy grafikę warsztatową. Tam ma prasę i farby drukarskie. – Próbowałam ze wszystkim przenieść się do pracowni, ale zdecydowanie bardziej wolę atmosferę domu – przyznaje.
Nie potrafi pracować w ciszy. W tle na ogół słychać audiobooki, a jeszcze do niedawna były to transmisje sejmowe. – Muzykę zostawiam sobie na duże formaty i płótno – zdradza. Lubi, kiedy wokół niej dużo się dzieje. Kilka projektów realizowanych jednocześnie mobilizuje ją do jeszcze lepszej organizacji. – Coraz częściej doceniam jednak moment, w którym mogę zająć się malowaniem tylko "dla siebie". Czas, w którym nic mnie nie goni.
Jak kilkoma kreskami czy pociągnięciami uchwycić piękno? – Nie wiem – mówi z rozbrajającą szczerością. – Piękno jest tak nieuchwytne, trudne do opowiedzenia. Pojęcie piękna zmienia się, ale też jest dość pojemne. Łatwo przy tym paść ofiarą "pięknego kiczu".
Jej ulubioną techniką jest akwarela. – Dość efemeryczna, delikatna, nie lubi mocnego światła. Dzięki temu już na starcie udaje mi się osiągnąć pewną transparentność i miękkość – zapewnia.
To, co urzeka w pracach Anny Halarewicz to spojrzenie malowanych przez nią kobiet. Tajemnicze, uwodzicielskie, pełne emocji. Rysowane przez artystkę postaci są ulotne, nietrwałe.
Nieudana? Do kosza!
Każdą ilustrację Anna Halarewicz zaczyna od szkicu, czasami jest ich wiele. – Zdarza się, że są lepsze od finalnej pracy – śmieje się. Jak sama mówi, jest w nich szczerość i niedoskonałość. W rysunku jest dosyć spontaniczna i żywiołowa. Dlatego od niedawna poświęca mu więcej czasu i docenia jego "nieidealność". - Zrozumiałam, że kocham rysować – przyznaje.
Rzadko jest zadowolona z końcowego efektu, największą radość odczuwa w trakcie powstawania pracy. – Efekt końcowy nie cieszy mnie tak bardzo, jak sam proces tworzenia – twierdzi.
Może dlatego nie ma problemu z darciem prac, które uznaje za nieudane? Efekty tego darcia można było zobaczyć pod koniec roku podczas wystawy "36" w Galerii Kuratorium w Warszawie. Grudniowe wystawy to już tradycja. W ten sposób Anna Halarewicz obchodzi swoje urodziny.

To, co urzeka w pracach Anny Halarewicz to spojrzenie malowanych przez nią kobiet. Tajemnicze, uwodzicielskie, pełne emocji. Rysowane przez artystkę postaci są ulotne, nietrwałe.

Każdą ilustrację Anna Halarewicz zaczyna od szkicu, czasami jest ich wiele. – Zdarza się, że są lepsze od finalnej pracy – śmieje się.

Rzadko jest zadowolona z końcowego efektu, największą radość odczuwa w trakcie powstawania pracy. – Efekt końcowy nie cieszy mnie tak bardzo, jak sam proces tworzenia – twierdzi.

The Bridge Wrocław, to stylowy i elegancki hotel oferujący nie tylko 5-gwiazdkowy standard, ale także opowiadający swoim gościom interesującą historię Ostrowa Tumskiego - cichego i zielonego miejsca na starożytnym szlaku bursztynowym, przepełnionym legendami.

"Piękno jest tak nieuchwytne, trudne do opowiedzenia. Pojęcie piękna zmienia się, ale też jest dość pojemne".

"Lubię przestrzenie, które podobnie jak ja, opowiadają historie własnym językiem. Wierzę, że dusza każdego miejsca powinna poruszać sercem przebywającego w nim człowieka".

"Potrzebuję wyjazdów. To pozwala mi zmienić kierunek patrzenia, odpocząć, zatęsknić za pracą".

Inspiracji artystka doświadcza wszędzie. – Czasami wręcz jest jej za dużo, w łatwy sposób można się "przebodźcować" – przyznaje.

"Coraz częściej doceniam moment, w którym mogę zająć się malowaniem tylko "dla siebie". Czas, w którym nic mnie nie goni".
Logo będzie jeszcze passe
Inspiracji artystka doświadcza wszędzie. – Czasami wręcz jest jej za dużo, w łatwy sposób można się "przebodźcować" – przyznaje. Szczególnie podczas podróży, gdy odwiedza muzea czy ogląda pokazy mody. – Chcę wtedy malować, ale nie mogę. Potrzebuję wyciszenia, uspokojenia myśli – zdradza.

Grudniowe wystawy prac Anny Halarewicz to już tradycja
W ten sposób ilustratorka obchodzi swoje urodziny.
Moda, to dla Anny Halarewicz przede wszystkim sztuka. Sztuka użytkowa, która fascynuje kolorami, fakturami, wzorami. Artystka nie patrzy na modę pod kątem "trendów", tego, co się aktualnie nosi. Gdy coś się jej spodoba, od razu chce to narysować. Lata 2004-2010 w światowej modzie, pokazy Diora, Galliano, Alexandra McQueena są dla niej szczególnie ważne. – Do pokazu "Horn of plenty" McQueena z 2009 r. wracam od 10 lat i wciąż jest dla mnie inspiracją, wielką fascynacją – mówi.
A co się Annie Halarewicz w modzie nie podoba? – Może logomania… Mam wrażenie, że tzw. "wysokie krawiectwo” (haute couture, czyli niepowtarzalne projekty ubrań szytych na miarę i dopasowanych do indywidualnych potrzeb wymagającej klientki – dop. red.) ustępuje dziś magii loga. Ale i to w końcu przeminie, stanie się passe – nie ma wątpliwości artystka.
W wolnym czasie Anna Halarewicz… maluje. – Potrzebuję też wyjść z domu, spotkać się z przyjaciółmi. Uwielbiam grać w tenisa stołowego i ostatnio postanowiłam poświęcić temu więcej czasu. Od ponad dwóch lat moją odskocznią od pracy są też treningi crossfitu, mam wspaniałą trenerkę, dzięki niej mam energię na cały dzień.
‘W Najlepszym Towarzystwie… dobrze się podróżuje!’ odc. 2
Mejsca, które snują opowieść
Jeszcze do niedawna dla Anny Halarewicz liczyła się tylko praca. Każdy wyjazd z Warszawy traktowała jak "karę", coś, co odrywa ją od malowania. Dopiero po kilku dniach urlopu potrafiła docenić zmianę otoczenia. – Dziś jest inaczej. Potrzebuję wyjazdów. To pozwala mi zmienić kierunek patrzenia, odpocząć, zatęsknić za pracą – przyznaje.
Podróże to dla niej okazja do przyjrzenia się i poznania innych obliczy mody. Przypomnienia sobie, że piękno ma wiele twarzy. Artystka najchętniej wyjeżdża do Europy, uwielbia Włochy.
Podczas podróży najchętniej zatrzymuje się w hotelach
. Adresy wybiera nieprzypadkowo.
– Miejsce powinno być w klimacie całej mojej podróży. Jeśli jest to Sycylia, to niech wszystko będzie w 100 proc. sycylijskie. Lubię przestrzenie, które podobnie jak ja, opowiadają historie własnym językiem. Wierzę, że dusza każdego miejsca powinna poruszać sercem przebywającego w nim człowieka.
W podróży zawsze ma ze sobą spory bagaż. – Wystarczy mały szkicownik, kilka ołówków, kolczyki na stoliku czy ulubiona sukienka w szafie i hotelowa przestrzeń staje się moja. Doceniam miejsca, w których czuję się wyjątkowa i kobieca. Bo gościnność, podobnie jak moda, jest sztuką.